Co dzień odkrywam wiele nowego w sobie, wokół mnie. Jednym z nich jest znaczenie słów i "związanie" z nimi emocji.
Na stronie meetpro znalazłem ciekawe dla mnie wyzwanie : nawyk spostrzegania w naszych
komunikatach słów „powinnościowych”, czyli takich jak: muszę, trzeba, wypadałoby, powinienem.
W szkole średniej przyjąłem postawę antypowinnościową, tak manifestowałem swój bunt.
Nie interpretowałem słów czy też intencji, a jedynie okazywałem swoją niezależność w niepoddawaniu się konwenansom i robieniu czegoś bo "tak powinno się to robić", albo tak "wypadałoby się zachować".
O ile prostsze byłoby teraz stwierdzenie że robiłem źle, gdyby nie fakt, że częściowo w pewnych aspektach mojego życia taka postawa przynosiła mi korzyści. Czy więc mój bunt można nazwać złym?
Aby rozjaśnić mój dylemat przedstawię kilka przykładów kiedy antypowinność okazywała się wielką zaletą, a nie wadą.
Kariera kamieniarza.
Pewnego dnia zostałem uczniem w zakładzie kamieniarskim. Nawet otrzymałem stosowną ksywkę: Student. Po zapoznaniu się z podstawami warsztatu kamieniarza i standardami wzorów zacząłem robić coś innego niż powinienem. Zamiast produkować wg standardowych wzorów zacząłem tworzyć własne wzory nagrobków. Co oczywiście natrafiło na opór, na szczęście współpracowników, a nie właściciela zakładu, który dostrzegł "artystyczną" duszę. Po 2-3 latach część opracowanych przeze mnie wzorów stała się standardami produkowanych przez zakład nagrobków podnosząc rangę i dochodowość firmy.To samo powtórzyło się w innej firmie kamieniarskiej, gdy stworzyłem po za standardem w jakim powinienem się zamknąć, wzór kominka, który stał się hitem na allegro.
W obu przypadkach nastąpiło połączenie twórczego myślenia z mojej strony, a zauważaniem potencjału biznesowego u moich szefów. Z obu firm odszedłem z przyczyn nie wystarczającej gratyfikacji finansowej.
Na czasie jest obecnie poszukiwanie w sobie słów kluczy, które powodują u mnie zachowanie po za kontrolą. Najświeższy przykład pokazał w jak niezwykły sposób przebiega proces programowania ludzkiego mózgu.
"Fantazjowanie"
Gdyby na chwilę się zatrzymać i doświadczyć emocji jakie pojawiają się podczas usłyszenia słowa"fantazjowanie", co wtedy można poczuć? Czy kryje się w tym słowie jakieś drugie dno? Czy istnieje możliwość, ze owe słowo nasycone może być pozytywnym lub negatywnym przekazem? Każdemu wg potrzeb, choć co raz częściej myślę kategorią "każdemu wg zaprogramowania".
Okazało się, że słowo "fantazjowanie" w różnej formie, jako opisujące moje zachowanie, wywołuje u mnie reakcje kierowaną przez ciało migdałowate. Od razu przechodzę do postawy obronnej. I, co mnie zaniepokoiło, obrona jest bardzo agresywna. Po głębszym przeanalizowaniu powodów takiego zachowania doszedłem do wniosków iż reakcja została we mnie zaprogramowana.
Przez lata fantazjowaniem nazywano większość moich 'nielogicznych' zachowań. Kiedy powinienem coś zrobić, zawsze potrafiłem określić dlaczego nie muszę tego robić. Kiedy oczekiwano, że zachowam się w określony sposób, zachowywałem się odwrotnie manifestując swoją niezależność. Za każdym razem słysząc karcenie "Nie fantazjuj!". Przez 36 lat mojego życia słyszałem tysiące razy to określenie. Ta wielokrotność powtórzeń wytworzyła związek skojarzeniowy: gdy ktoś mówi mi, że fantazjuję automatycznie odbieram to jako atak na moją niezależność.
Cudowność mojej osoby w tym momencie polega na tym, ze wyrobiłem w sobie zdolność zauważania takich spraw. I mogę nadać nowe znaczenie temu słowu, nowe zabarwienie. Przede wszystkim użyć go jako słowa-sygnału, by zauważyć fakt niespełniania przeze mnie oczekiwań moich najbliższych.
Sprawia mi ogromna radość odkrywanie i przeprogramowanie słów- kluczy. Powód jest jeden uznając, że chcę prowadzić życie świadome powinienem zapanować nad słowami, których jestem niewolnikiem. Wiem, że takich słów może być wiele, ale radość z każdej takiej zmiany jest tysiąckroć silniejszym uczuciem niż strach przed nieobliczalnym ogromem tego zadania.
Pośrednio zainspirowałem się artykułem Pana Leszka Cyfera Przyjemność działania , za który serdecznie mu dziękuję.
jest taka ksiazeczka "przestan siebie ranic" napisana przez teologa o otwartym spojrzeniu. fajnie w niej wyjasnia jak wartosciowanie doczepione do czegokolwiek co samow sobie nie am zadnej wartosci powoduje cierpienie :)
OdpowiedzUsuńNa pewno sięgnę po nią, lubie czytać i lubię poznawać poglądy innych osób. Kolejny raz pokazałem sam sobie, że to po mojej stronie leży problem. Że decyduje i ważę słowo.
Usuń