środa, 17 kwietnia 2013

Człowieku to ja Bóg

- Widzę po Twojej twarzy, ze dokonałeś jakiegoś odkrycia.

- Tak. Postanowiłem w sposób jak najbardziej zrozumiały, bez słownych ozdobników, odpowiedzieć na wszystkie pytania jakie do tej pory zadałeś. Być może nie dla wszystkich jest zrozumiale o czym rozmawiamy.



- I do jakich wniosków doszedłeś?


- Po pierwsze język jakim piszę to język moich emocji, a nie poetycka fantazja. Byłbym oszustem mówiąc, że piszę jedynie dla własnej satysfakcji nie myśląc czy ktoś będzie to chciał przeczytać i czy to zrozumie. Być może zachwyci się słownictwem, ale czy uchwyci myśl. Być może zamiast przemycać idee powinienem je przedstawiać w sposób prostszy.

- Prostota raczej nie pozbawi idei sensu.

- No właśnie. Ale z drugiej strony często moje pisanie to opisywanie emocji, a więc używam najlepszych wg mnie słów ze swoich zasobów językowych. Najbliższy przykład: gdy mówię "piszę w teraźniejszości" to mam namyśli to, że piszę bez skryptu,  bez korekty. Że nie poprawiam tekstów. Po napisaniu jakiegoś artykułu czytam go kilka razy i albo go publikuję albo nie.

- To skąd u Ciebie pojawia się nagle potrzeba uproszczenia wszystkich tych odpowiedzi?

- Po pierwsze mam mało odpowiedzi zwrotnych. Nieliczne komentarze podsunęły mi tą myśl, że nie osiągam wyznaczonego celu. Piszę o tym jak osiągam szczęście, spokój, sukces. Wydaje mi się, że są to potrzeby większości ludzi. Patrzę na statystyki odwiedzin i wiem ile osób tu zagląda i jaki procent zostaje na stronie powyżej jednej minuty. Ale bez feedbacku, bez tej informacji od osób, które czytają bloga nie jestem w stanie zweryfikować czy trop jakim idę jest dobry.
To jest chyba trochę tak jak w tym kawale:
Pewien człowiek idąc brzegiem urwiska w pewnym momencie traci równowagę i spada w przepaść. Spadając łapie się wystającego korzenia i zaczyna krzyczeć:
- Na pomoc! Jest tam ktoś kto może mi pomóc?!
I nagle słyszy głos:
- Człowieku to ja Bóg. Zaufaj mi i puść gałąź. Ja Cię uratuję.
Na co człowiek:
- Na pomoc! Jest tam ktoś kto może mi pomóc?!
Nie jestem Bogiem dla kogoś, nie mam ani takiego prawa, ani takich aspiracji. To raczej ja wołam o pomoc.

- Myślałem raczej, że znasz wszystkie odpowiedzi.

- Musiałbym być zadufanym dupkiem, by tak myśleć. Raczej szukam odpowiedzi na różne pytania. Dla tego bardzo się ucieszyłem z odwiedzin Max Love, które nie jako sam sprowokowałem wysyłając mu link. Zauważyłem, że jest pewna prawidłowość: aby uzyskać odpowiedź trzeba zadać pytanie. Proste i logiczne.

- Tylko jakie pytania są ważne, a które ważniejsze?

- Wszystkie są ważne. Pytania "Jaki jest sens życia?" i "Czy będę miał co dać dziecku na śniadanie?" są równie ważne. Doszedłem do wniosku, że czasem łatwiej nie zadać pytania, bo może odpowiedź się nie spodoba, albo będzie niezrozumiała. To chyba raczej obawa, że ktoś nazwie nasze obawy.

- Jak coś mi się nie podoba to się z tym źle czuję, a Ty propagujesz "Dziś czuję się dobrze".

- Dokładnie, ale skąd wiesz, ze tak będzie. Czym w takim razie różni się strach przed zadaniem pytania od strachu przed otrzymaniem odpowiedzi. Zadanie pytanie daje nam 50% szans, że po odpowiedzi poczujesz się dobrze. Nie zadanie pytania pozbawia tej możliwości.
Ostatnio zaproponowano mi, abym wyobraził sobie siebie w roli coacha. Naturalną dla mnie koleją rzeczy było dowiedzenie się kim jest coach i w jaki sposób nim zostać. Na pierwsze pytanie szybko uzyskałem odpowiedź. Coach jest to ktoś, kto towarzyszy i wspiera osobę, która chcę rozwiązać swój problem lub pokonać przeszkodę. Coach motywuję i w myśl zasady "wszystkie odpowiedzi są we mnie, bo ja tworzę swój świat" pomaga odnaleźć odpowiedzi, ale nie odpowiada i nie wskazuje w sposób autorytatywny rozwiązań. Oczywiście mam szersze przemyślenia na ten temat, ale na potrzeby tej wypowiedzi zatrzymam się na tej definicji.
Drugie pytanie "jak nim zostać?" nie udzieliło mi jednoznacznej odpowiedzi. Po pierwsze jest kilka organizacji certyfikujących, które prezentują różne podejście do tego jak coach ma pomagać, po drugie to co przeczytałem na stronach firm coachowych nie rozjaśniło mi tematu. Rozumiem, że strony firmowe mają na celu ściągnięcie klientów, ale na każdej stronie czytam "Zostaniesz bogaty!", "Będziesz miał super partnera!", "Osiągniesz sukces!". Krzyczą te slogany w moją stronę tak głośno, że w pewnym momencie już tylko słyszę hałas, ale nic po za tym. Mógłbym w to miejsce puścić na cały regulator jakiś kawałek Sepultury lub innej kapeli heavy metalowej i w niczym by to nie zmieniło moich odczuć.
Szukałem więc dalej i trafiłem na forum goldenline. Patrząc na profile osób wypowiadających się na forum dałem się omamić wizją, że znajduję się we właściwym miejscu. Po godzinie czytania postów byłem wręcz przerażony. Osoba - COACH -, ktoś kto ma tchnąć w innych nadzieję, wyzwolić chęć do działania i pomóc  osiągnąć szczęście, robi to ale tylko pod warunkiem, że mu za to zapłacisz. Dobry model biznesowy. Ale czy Coach to tylko "postawa" na potrzeby biznesu? Czy w momencie kiedy nie ma relacji coach-klient taka osoba może pozwolić sobie na zawiść? Bo jeśli tak to nie jest to droga dla mnie. Aktorem jestem kiepskim.

- Skąd takie wrażenia?

- Na forum goldenline przeraziła mnie ilość "jadu" w rozmowach miedzy osobami nazywającymi się 'coachami'. Żeby dotrzeć do wartościowej informacji musiałem się przebijać przez dziesiątki słownych przepychanek. A to jest męczące i zniechęcające. Na pytanie "Jak zostać coachem?", w pierwszej odpowiedzi ktoś proponuje skończyć kurs A. I to w zasadzie byłoby na tyle w kwestii chęci odpowiedzi na pytanie. Kolejne posty to już obrzucanie się kamieniami w sposób 'cywilizowany' (czytaj bez przekleństw). "Bo pewnie Pan A reklamuje kurs A, bo ma z tego korzyść.". "Pan A błędnie twierdzi, że ukończenie kursu wystarczy, aby być dobrym coachem. Trzeba skończyć odpowiednie studia.". "Pani B ma rację, że studia trzeba skończyć i to najlepiej wg certyfikacji ICC". "Panie G dlaczego ICC, a nie  ICF? Wg jakich kryteriów wprowadza Pan w błąd ludzi twierdząc, ze ICC jest lepsze od ICF?" itd.
Mam wtedy jedną myśl "Ludzie! Do kurwy nędzy! Gdzie jest wasze skupienie na pytaniu? Mówicie, że bycie coachem to ciągły rozwój po to by być lepszym, bardziej wartościowszym. Czy dyplom uczelni, albo certyfikat sam w sobie uczyni was bardziej wartościowymi ludźmi? Na pewno podniesie wasze poczucie własnej wartości. Pytanie tylko czy monety, które gromadzicie bite są ze złota czy cyny?".

- Ostro, po bandzie :)

- Jak widzisz odpowiedź ma moje pytanie nie spełniła moich oczekiwań. Wróciłem więc do pytania pierwszego "Kim jest coach?". Skoro znalazłem odpowiedź na to pytanie zadałem kolejne : "Jeśli miałbym zostać coachem to jakim?". Przede wszystkim wiarygodnym. Bliższe jest mi "żyć jak coach" niż "być coachem". Model biznesowy na pewno jest ważny, bo z czegoś trzeba utrzymać rodzinę. Na ten czas jednak wolę żyć jak coach i utrzymywać się z mycia podłogi. Wielokrotnie w ostatnim czasie przekonałem się, że więcej radości daje mi to, gdy ktoś się mną zainspiruje niż przekonywanie do swoich racji.

-Hm ... namieszałeś. Na początku powiedziałeś, że nie wiesz czy jesteś rozumiany, a teraz piszesz że wolisz inspirować.

- Dlatego z Tobą rozmawiam. Ty zadajesz pytanie - ja szukam odpowiedzi. Ty jesteś moim sumieniem i wątpliwościami. Jesteś moim Coachem. Katalizatorem. Rozmawiam z Tobą, by uzyskać odpowiedź, bez oczekiwania na konkretne słowo. Oczekuję, że pomożesz znaleźć mi odpowiedź we mnie samym.

- OK. Ale wiesz, to trochę trąci rozdwojeniem jaźni, bo fizycznie jesteśmy jednym ciałem.

- Nic się nie bój. Właśnie dotarliśmy do fantastycznej puenty naszego dzisiejszego dialogu.

Każdy może być swoim coachem.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz