wtorek, 26 marca 2013

Dieta cud

Szperając w sieci trafiłem na książkę Gillian McKeith "Jesteś tym, co jesz". Choć niespecjalnie rozglądałem się za  dietami zainteresował mnie sam tytuł. I w sobie znany sposób powiązałem tytuł z rozwojem duchowym.
Zacząłem bacznie obserwować jakimi emocjami karmią się ludzie podczas rozmowy. Jedna osoba, rozmawiając na dowolny temat, zadaje pytania pozytywne, inna negatywne.



Jak to wygląda w praktyce:
Rozmowa na dowolny temat. Jedna osoba opowiada. Druga osoba dopytuje. Dwie wersje tej samej rozmowy. W pierwszej padają mniej więcej takie zdania: "Nie bałaś się?", "I co ty teraz bidulko zrobisz?", "Współczuję Ci", "Zazdroszczę Ci". W drugiej wersji : "Masz pomysł co z tym zrobisz?", "Masz moje wsparcie", "Ciesze się, że Ci się udało", "Dasz radę".
 W obliczu faktów ludzie przyjmują dwie odmienne postawy. I co najbardziej niepokojące to to,  że robią to odruchowo. W takiej właśnie rozmowie widać kto czym się karmi i czym karmi innych.


Zamieńmy się się na chwile w restauratorów. Jakie założenia przyjmiemy chcąc posiadać restaurację, do której klienci będą przychodzić chętnie i często oraz osiągać wymierne dla nas zyski?
Po pierwsze, jeśli nie chcemy prowadzić jadłodajni Caritasu, nastawieni jesteśmy na osiąganie zysku. Po drugie chcemy serwować dobre, zdrowe i świeże dania. Więc kupujemy świeże produkty, wyszukujemy najlepsze przepisy, uczymy się ich lub zatrudniamy dobrego szefa kuchni. Nagle okazuje się ze prócz jedzenia potrzebujemy jakiejś przytulnej sali gdzie będziemy mogli przyjmować naszych gości. Zaopatrujemy się w ładną zastawę, serwetki. Zatrudniamy kelnerów z miłą prezencją. I kiedy już mamy to wszystko otwieramy naszą restaurację. Oczywiście dobrze jest przeprowadzić przemyślaną kampanię reklamową, aby dotrzeć do naszej grupy docelowej.
I tu zaczyna się nasza historia. Mamy różnych klientów. Jedni przychodzą, jedzą, płacą i wychodzą. Inni chwalą nasze dania, podoba im się wystrój naszej restauracji. Jeszcze inni złorzeczą, a to zupa za słona, a to serwetka za żółta. Raz pada deszcz, często świeci słońce. Kolejne pory roku zamieniają się miejscami. Życie się toczy.
Pewnie czekasz na puentę. Za nim ją objawię wpierw rozpatrzmy kilka wariantów tej historii.
  1. Odnosimy sukces. Serwujemy najlepsze dania w mieście, regionie, na świecie. Mamy wielu klientów, którzy pozostawiają u nas swoje pieniądze. Każdą krytykę konfrontujemy z faktami. Wprowadzamy poprawki do menu, do funkcjonowania kuchni. Odświeżamy z czasem wnętrze. Ogólnie jesteśmy spełnieni jako restauratorzy i mamy środki na to żeby fundować sobie wakacje w miejscach, które zawsze chcieliśmy odwiedzić.
  2. Nie odnosimy sukcesu. Postawiliśmy restauracje, niech się kręci. Jak ludziom coś nie smakuje to niech jedzą w domu, jak tacy mądrzy. A szef kuchni niech się stara,  bo darmozjadów trzymać nie będę. Jak zaczyna brakować pieniędzy serwujemy zepsute mięso, bo przecież smażone smakuje tak samo. Z czasem zaczynamy czuć frustracje, zmęczenie, niechęć.
  3. Jako tako. Czasem słońce, czasem deszcz. Jak pochwalą to się staram, jak skrytykują to biorę proszek. Jedna wielka sinusoida (dokładnie taki byłem osobiście). Jak dobrze to się cieszę, jak źle to płaczę lub się złoszczę.
Podstawowe pytanie: Jakie zakończenie wybrałbyś dla siebie?
Zgaduję, że pierwsze jest najbardziej kuszące i pociągające. Puenta jest taka jak tytuł książki Gillian McKeith.

 "Jesteś tym, co jesz"


W 100% można zamienić restauracje na nas samych. Jesteśmy własnymi restauratorami. Uczymy się. Zdobywamy wiedzę niczym przepisy na wyśmienite dania. Stroimy naszą salę - dbamy o swój strój, wygląd, zdrowie. Zatrudniamy kelnera z najcudowniejszą aparycją - nasz uśmiech. Reklamujemy się wysyłając CV gdy szukamy pracy, prezentujemy swoje wdzięki szukając partnera. I otwieramy naszą restauracje - żyjemy świadomi swojej wartości. I spotykamy innych ludzi, niczym restauratorzy na degustacji. Jedni serwują najlepsze co mają oczekując z podnieceniem co zaoferują mu inni  restauratorzy. Inni podsuwają od niechcenia co kuchnia wydała, lub chcą podtruć klientów. Jedni wychwalają dania, które próbują. Inni wręcz przeciwnie. Normalne życie.
A jednak serwujemy sobie zepsute mięso. Bagatelizujemy katar. Utrzymujemy częste kontakty z ludźmi, którzy nas dołują. Drobne potknięcia, gdy jest ich zbyt wiele prowadzą do katastrofy. Palimy papierosy. Pozwalamy sobie na gniew, frustracje, niepewność. Wiem, właśnie pod nosem wymarudziłeś podstawową wymówkę "Nic nie jest idealne".  A ja uważam, że może być idealne wszystko. Ze wszystkich zmian jakie możesz sobie zafundować, to zmiana mentalności jest tą najtrudniejszą w dzisiejszych czasach. Prawie na każdą inną "dolegliwość" znajdzie się jakiś farmaceutyk.
Osobiście tak przyzwyczaiłem swoje ciało do śmieci, że gdy odstawiłem w jednym momencie papierosy, kawę, gniew, lenistwo to mało nie pękła mi głowa. Poczułem się jak narkoman na głodzie. I wtedy przypomniałem sobie pewien cytat:
Wejście na szczyt składa się z sumy zwykłych kroków. Ani dużych ani małych, poprostu normalne kroki, ani powoli, ani szybko, tylko normalnym tempem, Twoim tempem. Mariusz Maksymilian Jasionowski
Zbyt drastyczna i gwałtowna zmiana "diety", którą serwowaliśmy sobie przez kilka, kilkanaście lat  może mieć odwrotny od oczekiwanego efekt. Dzięki Bogu mam dar postrzegania i tą ciekawość, dlatego zanim poddałem w wątpliwość to wszystko co do tej pory zrobiłem zafundowałem sobie tą medytacje. Wierzę ze udało mi się odnaleźć źródło. A że wierzę też, że nic nie dzieje się bez przyczyny wróciłem myślami do tekstów Wallace`a Wattles`a. Na koniec zafunduje Ci cytat właśnie W.W. z jego największego dzieła, które możesz w całości i całkiem legalnie ściągnąć z mojego prywatnego archiwum 

Istnieją trzy bodźce dla których żyjemy: żyjemy dla ciała, dla umysłu i dla duszy. Żaden z nich nie jest lepszy czy bardziej święty od pozostałych. Wszystkie są jednakowo pożądane i celowe, a żaden z nich – ciało, umysł czy dusza – nie żyje w sposób pełny, jeśli którykolwiek z pozostałych pozbawiono pełnego życia i ekspresji. Nie jest właściwym, ani szlachetnym, by żyć tylko dla duszy, wypierając się rozumu czy ciała, tak samo, jak źle jest żyć tylko dla umysłu, zaprzeczając wartości ciała czy duszy.
I tym własnie cytatem postanawiam zakończyć ten nazbyt długi wywód. Pewnie jutro to przeczytam i tchnie to we mnie nową refleksje. I choć nic nie jest idealne, to idealne być może. I to objawia się dar Twej wolnej woli.

1 komentarz:

  1. Piekna wielopoziomowa metafora z serwowaniem w restauracji, nigdy bym na nia nie wpadl bo prawie nigdy nie jadam w restauracjach choc znam restauratorow i widzialem te biznesy od wnetrza i zawsze tam dostawalem to co bylo the best :)

    OdpowiedzUsuń