czwartek, 22 listopada 2012

Anulowane "do"

Wpadłem do domu na chwile. Po to tylko, by zacząć pisać ten blog. Dorastałem do tego. Teraz jak rasowy pisarz z czarno-białego filmu stukam w klawiaturę, z nieodłącznym petem w gębie i kubkiem kawy, takiej rasowej z fusami.
Dostałem, a raczej musiałem się po nią pofatygować osobiście, kilka dni temu. Leży teraz przede mną. I leży...

Nastawiłem budzik na 5 rano. Jak zwykle olałem wcześniejszy plan i poleżałem dłużej. Poranny rytuał, pełen niewybrednych gestów: wstawianie czajnika, włączenie komputera, odlanie się. Zapalenie papierosa w drodze z kibla. "Pykam" gierkę, zapijam kawę. Robię drugą kawę gdy wstaje Moia. Kierowany impulsem, że jednak jej się to należy, dziele się z nią planem następnych 24-30 godzin. Przytula mnie i każe obiecać że jak wrócę będzie już tylko lepiej. Wychodzę. Po drodze na pociąg kupuję "Angore"  i trzy pączki. I tak niesiony ciepłym jak na koniec listopada porankiem spokojnie wchodzą przez drzwi.
-Dzień Dobry. -obdarzając ciepłym uśmiechem Panią za szybką podaję "ją". Kobieta po chwili studiowania, ten moment niedowierzania własnym oczom jest przesłodki, rzuca z rozbawieniem:" Pan poczeka na zewnątrz ". Wychodząc widzę jak sięga po telefon, wybiera numer i przytulając słuchawkę do ramienia, jak czynią to matki z niemowlakami, woła "Zdzisiek! Choć zobaczysz coś ciekawego!...". Reszty niedosłyszałem. Jestem na zewnątrz i zapalam papierosa. Patrzę jak powoli gromadzi się tłum gości.



Prze megafon słyszę swoje nazwisko. Wchodzę i widzę że nad "nią" zgromadziły się już trzy osoby. Każda rozweselona poniekąd moją obecnością. Też się uśmiecham. "Niestety, nikt u nas nie wie o Pana przybyciu, ale Pan przejdzie do pomieszczenia obok. Oni tam pewnie na Pana czekają". Pomieszczenie obok... trzeba wyjść z budynku i choć nie dzieli ich więcej niż metr funduję sobie 30-sto metrowy spacer z powodu barierki, która je rozdziela. Później dochodzę do wniosku, że jej umiejscowienie to nie żart urbanisty, a drogowskaz dla tych co "tu i teraz" i tych "może za rok". Wchodzę...
Pomieszczenie ma 2 na 2 metry, małe okienko i dwoje drzwi. Z szybkiego obrachunku jest tu z 15 osób. Podchodzę do okienka. Powtarza się sytuacja z przed kilku minut. Zmienili się tylko aktorzy po tam tej stronie szyby. Niezmiennie każdy podnosząc na mnie wzrok uśmiecha się. Znowu każą mi czekać. Przypomina mi to trochę Kafkę. Tym razem jednak to ja wiem dlaczego tu się znalazłem, a biurokracja nie.
Nie analizuję sytuacji, wyprany poranną gierką mam umysł wolny od jakichkolwiek przemyśleń. Minuty mijają...

Jak można się domyśleć Pan z okienka oddaje mi "ją" i każe iść z powrotem do "tych obok". Nie ma we mnie zniecierpliwienia. Drzwi, spacerek wokół barierki, drzwi. Pani wita  mnie uśmiechem i podaje słuchawkę "Tylko Pan grzecznie powie Dzień Dobry".
"Dzień Dobry" -szepczę do słuchawki wykonując lekki dyg markujący ukłon. Męski głos w słuchawce rozpoczyna kanonadę, że to moja wina, że miałem przyjść dopiero w poniedziałek. Najdelikatniej jak umiem sugeruję że przed datą było słowo "do". Głos każe mi poczekać, widocznie sprawdza czy tak faktycznie jest. Mój pech - tak właśnie jest. Jak to mawia moja Matka "nadgorliwość gorsza od faszyzmu". Jako że znadinterpretowałem datę Głos urzędowo informuję mnie, że anuluje słowo "do" i każe zgłosić się o 8 rano w poniedziałek.

Wracając do domu postanawiam zacząć pisać bloga. Z tej myśli wyrywa mnie telefon. Matka. Coś ją tknęło, żeby akurat dzisiaj (żadnych imienin, rocznic) przyśnić sobie coś niepokojącego. Pyta mnie "czy wszystko u mnie w porządku" i "w ogóle co tam". Nie wspominam o swoich dzisiejszych planach anulowanych detronizacją "do". Jak znam swoje szczęście w poniedziałek już będę urzędniczą legendą.

Jeszcze jedno Pan z okienka naradzał się w mojej sprawie przez telefon. Proponował, żeby  mnie zaprosić w  sobotę na 8 i do południa mógłbym się czuć odhaczony. Widocznie jednak rozmówca po drogiej stronie był służbistą i 24h to 24h.

Kawa dopita, pety spalone. Choć wcześniej załatwiłem sobie dzisiaj wolne idę zaraz na fuchę. Odliczam do poniedziałku. Przed Moią weekend analiz i wylewania łez... bo Ona już tak ma... ale ją kocham...

1 komentarz:

  1. ...zmienili się tylko aktorzy :)

    caly czas tak jest, "zycie" w filmie 3d
    kazdy ejst dla siebie 1szo planowym aktorem jak i dla pozostałych statystą :)
    just observe without ingerence and enjoy

    OdpowiedzUsuń